środa, 17 lipca 2013

Top Gear, czyli rozpieszczony bachor BBC.


W czym tkwi sekret programu motoryzacyjnego, który już przez 20* sezonów prowadzony jest przez trzech facetów w średnim wieku, których ciężko skojarzyć jakkolwiek z motoryzacją gdy się na nich spojrzy po raz pierwszy. Dość często nachodziły mnie właśnie tego typu pytania jak trafiłem w telewizji na jakiś odcinek. Interesuje mnie fenomen tego programu, bo to bez dwóch zdań, najlepszy program motoryzacyjny w telewizji. Żaden pasjonat motoryzacji nie powie, że program jest słaby. Są ludzie, którzy lubią motoryzację, ale TG nie porywa, bo ich bardziej interesuje pojemność bagażnika nowej Dacii Lodgy. Ale nie ośmieszajmy się i nie nazywajmy ich pasjonatami. 

Top Gear to program, którego sukcesu nie powtórzy żaden inny program.


Top Gear nie podaje żadnych praktycznych informacji. W jaki sposób oni to zrobili, że przez 20 sezonów nie podano w nim żadnej konkretnej, praktycznej informacji, gdzie jedyne dane jakie się o aucie pojawiają to MOC i czas sprintu do setki. Ten program to jak gadanie o dupie Maryni, totalne lanie wody, brak konkretów. Tylko ciągłe rozpływanie i zachwycanie się nad najlepszymi autami na świecie (przyznaje się, robiłbym dokładnie to samo!). Do tego przekazywane to wszystko jest przez trzech brytyjskich zgredów, którzy nie posiadają też zbyt wielkich umiejętności za kierownicą i przy kręceniu ciekawych ujęć wspomagają się Stigiem.


W czym tkwi sekret tego programu? Są trzy filary tego sukcesu.
- Totalny subiektywizm,
- wolność słowa,
- niesamowicie duży budżet.

Clarksona, Hammonda i Maya kompletnie nie interesuje zdanie innych. Obiektywizm jest nudny, obiektywnie to wszystko ma wady, a wadami nie można się pasjonować, a Top Gear to przecież program od pasjonatów dla pasjonatów. Programów, które starają się być obiektywne i znajdują wszelkie wady samochodów jest masa. Wszystkie, bez wyjątku, są nudne. A Top Gear jest jeden. Panowie z TG też potrafią wytknąć wady, ale robią to by dogryźć sobie nawzajem, albo by pokazać jak bardzo źle do danej marki są nastawieni od 20 lat.


Cała trójka również nie ma kagańca na gębach i mówią co im ślina na język przyniesie. Niektóre teksty normalnie w telewizji by nie przeszły, ale tym Panom pozwala się na bardzo dużo. Obrażają siebie nawzajem, polityków, celebrytów, zwykłych ludzi z widowni, sypią sprośnymi, zboczonymi tekstami i wiele innych. Nikt w telewizji nie ma chyba tak dobrze jak oni. Nie obchodzi ich nic. Robią co chcą.

BBC traktuje Top Gear jak swoje jedyne dziecko. Niesamowicie mocno rozpieszczone dziecko. Pozwala mu na wszystko. Kupuje mu wszystko. Załatwia mu wszystko.


Wielu może się ze mną nie zgodzić i twierdzić, że o fenomenie programu decyduje:
- charyzma trzech genialnych prowadzących
- świetna ekipa filmowa
- ciekawe pomysły
- samochody.

Bzdura. Nie twierdzę, że to nieprawda, ale bez tych trzech głównych filarów o których wspomniałem, Ci prowadzący nie byliby tak charyzmatyczni, ujęcia nie byłyby tak widowiskowe, pomysłów nie dałoby się wdrożyć, a samochodów otrzymać do zdjęć. Koniec kropka.


Brak cenzury pozwala prowadzącym rozwinąć skrzydła i darzyć widzów ich genialnym humorem. Ekipa filmowa przez 20 sezonów (albo i więcej, przecież wcześniej Top Gear istniał jako taki zwykły program motoryzacyjny) zdobyła tyle doświadczenia (oglądając pierwszy sezon można zobaczyć jaki postęp zrobili), że byle komórką byliby w stanie nakręcić lepsze zdjęcia niż ekipa Automaniaka. Budżet pozwala im sięgać po najlepszy sprzęt na rynku i korzystać choćby z helikopterów.

Dzięki kasie BBC mogły powstać wszystkie Top Gear Challenges. Wiele z nich było bardzo głupich i na pierwszy rzut oka bez sensu, ale jakże zabawnych. TVN nie dałby 50 tysięcy złotych, tylko po to, by prowadzący mogli kupić kilka aut, którymi potem by się rozbijali i wyczyniali cuda. Nie ma szans. Mimo, że biorąc przykład z Top Gear'a przyniosłoby to ostatecznie pewne zyski. Niestety, telewizje patrzą na to zupełnie inaczej. Gruby portfel BBC i renoma programu pozwalają Jezzie, Hamsterowi i James'owi testować najnowsze cuda motoryzacji.


Dajcie mi wolność wypowiedzi i ciężarówkę pieniędzy, a zrobię program na miarę brytyjskiego TG. Czemu wiele prób stworzenia podobnego programu poległo? Bo nikt nikomu nie dał wolnej ręki i odpowiedniej kasy. Proste. Znajdę trzech równie charyzmatycznych prowadzących, znajdę świetną ekipę filmową, pomysłów w głowie mam od groma, a jak kasa będzie to i samochody się znajdą. Ale czekajcie... Wystarczy, że dacie mi ciężarówkę pieniędzy, bo na YouTubie przeszłyby akcje gorsze niż na BBC.

* Prawie, bo James May przyszedł wraz z drugim sezonem.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Test#1: Jaguar S - Type, brzydal czy eeee?

Czas zakończyć podniecać się furkami z neta lecz przetestować jakieś auto. Padło na mój osobisty, prywatny samochód. Myślę, że jest  tego godzien, bo to nie byle jaki i szary wóz na jakiego by się mógł wydawać. Jest to Jaguar S-Type z 1999 roku. 



Z wyglądu jest dziwny, z jednej strony jest ohydny, do porzygu, z drugiej ma w sobie coś nietypowego, wydaje się być pięknym. To jest historia z jak brzydkim kaczątkiem, który się rodzi w pięknego łabędzia czy jakoś tak. Ale najważniejsze, że przykuwa wzrok kierowców, rowerzystów, pieszych, tramwajarzy oraz psów i kotów. Lubię to, bo jest w pełni seryjny a karkoskręt działa tak jakbym jechał autem za 250 tyś zł. Oczywiście wpuszczanie na skrzyżowaniach, czy na wyjazdach z parkingów są na porządku dziennym, nawet jeśli chcesz poczekać na swoja kolej to trudno jest, bo zostaniesz wpuszczony z naleganiem przez innego kierowce. Ogólnie oprócz przodu który wywołuje mieszane uczucia linia jest ładna jak na sedana, oczywiście bez fajerwerków ale mnie się podoba. Widać nawiązana do modelu XK150 czy XK140, głownie lampy, grill, tylna szyba i statuetka na masce.

Przed fl

 Po

Zasługuje na miano limuzyny, bo to całe pięć metrów bez milimetra, choć w środku czujesz się zabudowany deską i z tylu za dużo miejsca jednak nie ma. Decha wygląda jak typowy kredens, jest wszystko jak u babci, radyjko, szufladka, drewno, plastik. popielniczka, gniazdo, no wszystko jest! Przez to czuć, że auto już ma swoje lata, typowy design dla końca lat 90, po lifcie wygląda o wiele lepiej bo wpadł duży ekran dotykowy. Po trzech latach użytkowania tego samochodu nadal mam problem z panelem sterowania od radia czy klimatyzacji, jest tak nieergonomiczna, że to jakaś masakra, trafić na jakiś przycisk bez spojrzenia się na niego, jest nie lada sztuką! Oczywiście sterowanie z kierownicy radiem jest, ale... lubi sobie poświrować, zamiast pogłośnić zmienia piosenkę, a zamiast ściszyć to się pogłośni itp. Jednym słowem wariuje, jak Rosjanin po piątej butelce smirnoffa. Każdy obcy wsiadając do Dżaga powie "Kurna ale tu się nisko siedzi!". Podkreśla to, że środek ciężkości jest usadowiony niżej, co jest nawiązaniem do sportowych przygód firmy. Miejsca na tyle jest niewiele, ale to nie limuzyna najwyższego segmentu, ale porównując do konkretów Bety E39, czy Merca E-Klasy W210, no to jest malutko, czasem wydaje mi, że niektóre hatchbacki maja więcej miejsca, no cóż, to jest Jaguar, jemu tak wolno i uj! Do bagażnika mieszczą się dwie osoby, a jakby były martwe to nawet i trzy, do tego przy ładowaniu pomaga, że bagażnik jest regularnych kształtów. Te wspomniane osoby (żywe) nie narzekały komfort, więc jakby ktoś chciał czymś nietypowym wozić swoje ofiary, nie ma lepszej alternatywy.


Jeśli chodzi o zawieszenie na dziurawej drodze buja nim jak łódeczką na morzu, nic nie czuć, tylko czuć jak się przechyla na prawo, na lewo i tak cały czas. Nawet jak się wpadnie w mega jebitną dziurę, co mogłem niedawno uświadczyć, to oprócz hałasu obdzierającego się progu naprawdę w miarę wybrał tę nierówność. Mimo to, że jest miękkie w zakrętach daje sobie bardzo dobrze radę, choć czuć lekką podsterowność w szybkich manewrach, co spowodowane jest pewnie silnikiem który jest umieszczony nad przednia osią a nie cofnięty do tyłu. Jak na auto z napędem na tył, ciężko jest wywołać nadsterowność, możliwe, ze to wina automatu, który dość ogranicza możliwości silnika. Niestety utrzymanie zawieszenia jest bardzo drogie, większość użytkowników woli sprzedać auto niż je naprawiać, bo wymiana całego tylnego zawiesza może wynieść nawet do 16 tyś zł, a o zamienniki ciężko, bo to nie jest auto zbudowane na mondeo, "znaffcy"! 


Czas powiedzieć, co dżemie pod maska. Trzy litrowe V6, generujące 238 koni i 280nm, w porównaniu do innych samochodów z takimi silnikami to sporo, mało które ma powyżej dwustu. Wszystko dzięki opracowanemu silnikowi ze specjalistami od Mazdy. Został wyposażony w zmienne fazy rozrządu (VRIS) lecz nie ma tego pierdzielniecia jak w szlifierkach od Hondy. Sprint do setki tej 1,8 tonowej limuzynie zajmuje 8.5 sek w automacie, a w manualu czas ten jest o sekundę lepszy. My mamy niestety wersje dla leniwych czyli z automatem, ale uwielbiam robić kick downy, to uczucie gdy wciskasz gaz, obroty się wkręcają i nagle redukcja i ciśniemy! Oraz śmigać na trybie sportowym wtedy skrzynia szybko reaguje na nogę kierowcy i od razu wkręca na wysokie obroty, najniższy bieg jaki jest możliwy w danej chwili i z aksamitnego dźwięku V6, słychać jak otwiera paszcze i brzmi jak rasowy głodny jaguar szukający pożywnej przekąski. Brakuje mi możliwości przełączania biegów samemu, choćby lewarkiem góra/dół. Brakuje też szpery. Nawet wersje Type R nie był w nią wyposażone, nie wiem czemu Jaguar jej nie montował. Cieli koszty czy co? A czekaj... już pamiętam czemu! Bo wtedy rękę nad pulsem trzymał Ford, a jak wiadomo ich auta zbytnio powalające nie są*! Dodatkowo przez mułowatą skrzynie trudno pójść na suchym bokiem, na mokrym już bardziej, a zimą rewelka... taaa tylko, że zimą to nawet malczanem jest świetnie. 


Podsumowując. Jeśli rajcuje Cie posiadanie auta dziwacznego, mocnego, wyróżniającego się, gdzie można w mieście policzyć na palcach u rąk, które długo się zewnętrznie nie zestarzeje, do tego masz gruby portfel na naprawy, (chociaż auto jest dość niezawodne, to jak już pojawią się koszty, to od razu spore), lubisz być osobą traktowaną bardzo poważnie i czuć w nim jak dziadek to S-Type jest dla Ciebie znakomitym wyborem. Będziesz miał satysfakcji z posiadania takiej lochy, respekt na dzielni gwarantowany, sąsiedzi będą myśleć, że wygrałeś w totka, ale jak im powiesz, że kupiłeś w cenie ich Pandy - obrażą się. Idealny na wyrywanie lasek spod liceum, no po prostu Niemiec płakał jak sprzedawał. Nadaje się jako maszynka do zarabiania pieniędzy, wystarczy puścić ogłoszenie w gazecie, o wynajmowaniu na śluby i praktycznie co sobota się zgarnia pieniążki na waciki. Nie jest to auto dla mnie, nie umiem się w nim odnaleźć, wolałbym już XJR z 2005 roku, ale to tak za 10/15 lat myślę, że dopiero bym dorosną do posiadania takiej fury.


S-Type to brzydkie kaczątko
Lecz z charakterem

axel