piątek, 2 sierpnia 2013

Motoryzacja. Czyli miłość od najmłodszych lat. Część 1.

Od kiedy pamiętam między mną, a motoryzacją było gorąco i z roku na rok z niewinnej znajomości rodził się coraz to bardziej namiętny romans. Mimo, że ostatecznie ciężko się z nią ustatkować, kocham ją bardzo i zawsze pozostanie w moim sercu.


Od małego szkraba, kiedy jeszcze dobrze nie mówiłem, potrafiłem wymienić wszystkie marki samochodów (nawet te najbardziej skomplikowane) na spacerach z Tatą. Uwielbiałem rysować za dzieciaka. Oczywiście rysowałem samochody, bo co innego jest ciekawszego do narysowania jak nie swoje własne auto. Nie wiem co w tamtych czasach piłem, ale teraz podejrzewam, że mogła to być wysokooktanowa benzyna. Pasjonatów motoryzacji podobnych do mnie na tym świecie jest ogrom, no i jedno pytanie. Czym my, pasjonaci, się tak ekscytujemy? Nie będę mówił za wszystkich, bo każdy z nas jest inny i mimo jednej pasji, może mieć odmienne zdanie na niektóre sprawy. Będę mówił za siebie, o motoryzacji, czym dla mnie jest, da to może jakiś obraz tego, co takiego w głowie takiego petrol-head'a, jak ja, siedzi.

Prawdziwe dzieła sztuki można zobaczyć na ulicy, nie na wernisażach.


Zacznę od tego, że ja samochody traktuję jako dzieła sztuki. Styliści mają niesamowicie wielkie pole do popisu. Jasne, są oni często dość ostro hamowani przez producentów i spod ich kreski nic ciekawego nie wychodzi, ale czasami firmy dają się popisać swoim stylistom, dzięki czemu na drogi wyjeżdżają prawdziwe cuda na kółkach. To czy samochód się komuś podoba (jak zresztą każda inna rzecz) to kwestia gustu i dobrze. Jest ich tyle, tak różnie zaprojektowanych, że każdy znajdzie auto, które mu się podoba. Ja często łapię się na tym jak widzę ludzi podniecających się Vectrami czy Golfami i myślę jakim totalnym bezguściem muszą być obdarzeni Ci ludzie. Na szczęście dość szybko reflektuję swoje poglądy i cofam swój hejt, bo o gustach się nie dyskutuje. Koniec. Kropka. Oni są podobnymi pasjonatami do mnie, mają podobne podejście do motoryzacji i to najważniejsze.

Tuning nadwozia? Tak, ale tylko modyfikacje poprawiające właściwości jezdne, czyli typowo torowe.


Kwestia tuningu. Ciężki temat, który w sumie zasługuje na osobny artykuł. Ale pokrótce. Osobiście przechodziłem fazę na kompletną zmianę wyglądu auta. Zaczęło się to oczywiście od 2001 roku, kiedy to premierę miała pierwsza część The Fast & The Furious (Szybkich i Wściekłych). Temat zaraz podłapany przez producentów gier. Powstał kultowy już chyba Need for Speed Underground, który był przełomowy. Podobało mi się to, robiłem to i twierdziłem, że kiedyś swoje auto tak będę chciał zrobić. Jednak wyrosłem z tego i teraz, tuning zewnętrzny to dla mnie spalony temat. Nie jara mnie, moim zdaniem szpeci auta i często jest po prostu tandetny. Przede wszystkim, tak zmodyfikowane auto nie jest piękne. Z brzydkiego auta nowymi zderzakami nie zrobisz auta ładnego. Chcę ładne auto - kupuję auto, które było już ładne po wyjeździe z fabryki. Jest takich dużo, jest w czym wybierać. Chcę się wyróżniać - kupuję auto mało pospolite, oryginalne, ładne. Nie bawię się w kupowanie taniego auta i modyfikowanie go pode mnie. Jeśli auto mi się nie podoba, to nic tego nie zmieni, a jeśli się podoba, to po co cokolwiek zmieniać. Jestem w stanie przełknąć delikatne zmiany, bo niektórym samochodom to pasuje, np. autom z rodziny JDM. To nie mój konik jednak i Integry Type-R bym w życiu nie ruszał. Jest piękna w serii. Tak jak wspominałem, to wszystko kwestia gustu. Nie atakuję nikogo, nie mówię, że to idiotyzmy (chociaż czasami jak widzę niektóre przeróbki aut to się nóż w kieszeni otwiera. Na pewno wiecie o czym mówię). Po prostu mi się to nie podoba.

Do modyfikacji nadaje się każde auto, ale mało które auto tych modyfikacji nie potrzebuje.



Osiągi. To uwielbiam. Tym się najbardziej ekscytuję. Posiadanie porządnej maszynowni pod maską to dla mnie sprawa bardzo ważna. Można mieć ładne, wręcz piękne auto, ale co gdy do niego wsiądziemy. Skoro z zewnątrz powoduje ekscytacje, nie może być inaczej gdy się już do niego wsiądzie i ruszy. Auto petrol-head'a powinno łechtać każdy jego zmysł. Gdy na niego patrzy, gdy go dotknie, gdy usłyszy dźwięk silnika, gdy depnie gaz i poczuje delikatny zapach palonej gumy.

Uwielbiam tzw. sleepery. Auta totalnie niepozorne, które wyglądają na totalnie zwykłe z jakimś 1.8 pod maską, a w rzeczywistości pod maską pracuje 200+ KM i zostawia cwaniaków w beemkach z tyłu. Renault Laguna V6 24V z jaką mam trochę do czynienia jest idealnym tego przykładem. Nie różni się niczym od wersji 1.8 na monowtrysku, a potrafi nie jednemu na światłach pokazać. Volvo 850/V70 R, Octavia RS i tym podobne auta są świetne. Nie są piękne, ale niesamowicie praktyczne i mają odpowiednie osiągi by zaspokoić głód petrol-head'a, który w końcu był zmuszony kupić rodzinne auto.
Inna bajka to tuning niepozornych aut. No, ale tak można z każdym autem zrobić. V8 do Kadetta Kombi? Kto, komu zabroni. Mnie osobiście to nie bawi. Wolę auta takie, jakie wyjeżdżały z fabryki.

I love the sound of V6 in the morning.



Pamiętam jak kilka ładnych lat temu, jak jeszcze nie posiadałem prawka byłem u mojej babci na wsi. Wczesne poranki na wsiach są niesamowite. Cisza, spokój, dopiero co ptaki się budzą. Nagle ten sielankowy klimat zostaje przerwany budzącym się do życia silnikiem 3.0 V6 24V. WOW. Eargasm! Polecam każdemu. Nawet nie chcę myśleć jak to musi brzmieć jak taką ciszę przerwie boxer od WRX'a. Dźwięk samochodu jest dla mnie tak samo ważny jak jego wygląd czy osiągi. Megane RS czy Clio RS w których jestem zakochany w tej kwestii mają sporego minusa. Tam siedzą zwykłe 2 litrowe, czterocylindrowe jednostki. Z turbo, bez turbo, nie ważne. Taka jednostka nigdy nie brzmi dobrze. Głośny wydech do takiego auta dla mnie nie wchodzi w grę. Sportowy wydech potrafi wydobyć piękny dźwięk z silnika. Jednak silnik sam w sobie musi dobrze brzmieć. Cztery cylindry dobrze nie brzmią, to co wydobywa z nich sportowy wydech to pierdzenie, nic więcej. Zabawa zaczyna się gdy wsadzimy fajny wydeszek do czegoś co ma ponad 4 cylindry (wyjątki: cztero cylindrowi boxer i silnik wankla). B4, R5, R6, V6, VR6, B6, V8, V10, V12 w połączeniu z dobrym układem wydechowym -BAJKA!


Petrol-head. Człowiek, który może godzinami/dniami/tygodniami gadać na każdy temat. Byle to była motoryzacja.

Rozpisałem się, a do tego nie skończyłem. Jest jeszcze kilka aspektów to obgadania, ale to następnym razem. Co za dużo, to nie zdrowo. Chyba, że mowa o koniach mechanicznych.

środa, 17 lipca 2013

Top Gear, czyli rozpieszczony bachor BBC.


W czym tkwi sekret programu motoryzacyjnego, który już przez 20* sezonów prowadzony jest przez trzech facetów w średnim wieku, których ciężko skojarzyć jakkolwiek z motoryzacją gdy się na nich spojrzy po raz pierwszy. Dość często nachodziły mnie właśnie tego typu pytania jak trafiłem w telewizji na jakiś odcinek. Interesuje mnie fenomen tego programu, bo to bez dwóch zdań, najlepszy program motoryzacyjny w telewizji. Żaden pasjonat motoryzacji nie powie, że program jest słaby. Są ludzie, którzy lubią motoryzację, ale TG nie porywa, bo ich bardziej interesuje pojemność bagażnika nowej Dacii Lodgy. Ale nie ośmieszajmy się i nie nazywajmy ich pasjonatami. 

Top Gear to program, którego sukcesu nie powtórzy żaden inny program.


Top Gear nie podaje żadnych praktycznych informacji. W jaki sposób oni to zrobili, że przez 20 sezonów nie podano w nim żadnej konkretnej, praktycznej informacji, gdzie jedyne dane jakie się o aucie pojawiają to MOC i czas sprintu do setki. Ten program to jak gadanie o dupie Maryni, totalne lanie wody, brak konkretów. Tylko ciągłe rozpływanie i zachwycanie się nad najlepszymi autami na świecie (przyznaje się, robiłbym dokładnie to samo!). Do tego przekazywane to wszystko jest przez trzech brytyjskich zgredów, którzy nie posiadają też zbyt wielkich umiejętności za kierownicą i przy kręceniu ciekawych ujęć wspomagają się Stigiem.


W czym tkwi sekret tego programu? Są trzy filary tego sukcesu.
- Totalny subiektywizm,
- wolność słowa,
- niesamowicie duży budżet.

Clarksona, Hammonda i Maya kompletnie nie interesuje zdanie innych. Obiektywizm jest nudny, obiektywnie to wszystko ma wady, a wadami nie można się pasjonować, a Top Gear to przecież program od pasjonatów dla pasjonatów. Programów, które starają się być obiektywne i znajdują wszelkie wady samochodów jest masa. Wszystkie, bez wyjątku, są nudne. A Top Gear jest jeden. Panowie z TG też potrafią wytknąć wady, ale robią to by dogryźć sobie nawzajem, albo by pokazać jak bardzo źle do danej marki są nastawieni od 20 lat.


Cała trójka również nie ma kagańca na gębach i mówią co im ślina na język przyniesie. Niektóre teksty normalnie w telewizji by nie przeszły, ale tym Panom pozwala się na bardzo dużo. Obrażają siebie nawzajem, polityków, celebrytów, zwykłych ludzi z widowni, sypią sprośnymi, zboczonymi tekstami i wiele innych. Nikt w telewizji nie ma chyba tak dobrze jak oni. Nie obchodzi ich nic. Robią co chcą.

BBC traktuje Top Gear jak swoje jedyne dziecko. Niesamowicie mocno rozpieszczone dziecko. Pozwala mu na wszystko. Kupuje mu wszystko. Załatwia mu wszystko.


Wielu może się ze mną nie zgodzić i twierdzić, że o fenomenie programu decyduje:
- charyzma trzech genialnych prowadzących
- świetna ekipa filmowa
- ciekawe pomysły
- samochody.

Bzdura. Nie twierdzę, że to nieprawda, ale bez tych trzech głównych filarów o których wspomniałem, Ci prowadzący nie byliby tak charyzmatyczni, ujęcia nie byłyby tak widowiskowe, pomysłów nie dałoby się wdrożyć, a samochodów otrzymać do zdjęć. Koniec kropka.


Brak cenzury pozwala prowadzącym rozwinąć skrzydła i darzyć widzów ich genialnym humorem. Ekipa filmowa przez 20 sezonów (albo i więcej, przecież wcześniej Top Gear istniał jako taki zwykły program motoryzacyjny) zdobyła tyle doświadczenia (oglądając pierwszy sezon można zobaczyć jaki postęp zrobili), że byle komórką byliby w stanie nakręcić lepsze zdjęcia niż ekipa Automaniaka. Budżet pozwala im sięgać po najlepszy sprzęt na rynku i korzystać choćby z helikopterów.

Dzięki kasie BBC mogły powstać wszystkie Top Gear Challenges. Wiele z nich było bardzo głupich i na pierwszy rzut oka bez sensu, ale jakże zabawnych. TVN nie dałby 50 tysięcy złotych, tylko po to, by prowadzący mogli kupić kilka aut, którymi potem by się rozbijali i wyczyniali cuda. Nie ma szans. Mimo, że biorąc przykład z Top Gear'a przyniosłoby to ostatecznie pewne zyski. Niestety, telewizje patrzą na to zupełnie inaczej. Gruby portfel BBC i renoma programu pozwalają Jezzie, Hamsterowi i James'owi testować najnowsze cuda motoryzacji.


Dajcie mi wolność wypowiedzi i ciężarówkę pieniędzy, a zrobię program na miarę brytyjskiego TG. Czemu wiele prób stworzenia podobnego programu poległo? Bo nikt nikomu nie dał wolnej ręki i odpowiedniej kasy. Proste. Znajdę trzech równie charyzmatycznych prowadzących, znajdę świetną ekipę filmową, pomysłów w głowie mam od groma, a jak kasa będzie to i samochody się znajdą. Ale czekajcie... Wystarczy, że dacie mi ciężarówkę pieniędzy, bo na YouTubie przeszłyby akcje gorsze niż na BBC.

* Prawie, bo James May przyszedł wraz z drugim sezonem.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Test#1: Jaguar S - Type, brzydal czy eeee?

Czas zakończyć podniecać się furkami z neta lecz przetestować jakieś auto. Padło na mój osobisty, prywatny samochód. Myślę, że jest  tego godzien, bo to nie byle jaki i szary wóz na jakiego by się mógł wydawać. Jest to Jaguar S-Type z 1999 roku. 



Z wyglądu jest dziwny, z jednej strony jest ohydny, do porzygu, z drugiej ma w sobie coś nietypowego, wydaje się być pięknym. To jest historia z jak brzydkim kaczątkiem, który się rodzi w pięknego łabędzia czy jakoś tak. Ale najważniejsze, że przykuwa wzrok kierowców, rowerzystów, pieszych, tramwajarzy oraz psów i kotów. Lubię to, bo jest w pełni seryjny a karkoskręt działa tak jakbym jechał autem za 250 tyś zł. Oczywiście wpuszczanie na skrzyżowaniach, czy na wyjazdach z parkingów są na porządku dziennym, nawet jeśli chcesz poczekać na swoja kolej to trudno jest, bo zostaniesz wpuszczony z naleganiem przez innego kierowce. Ogólnie oprócz przodu który wywołuje mieszane uczucia linia jest ładna jak na sedana, oczywiście bez fajerwerków ale mnie się podoba. Widać nawiązana do modelu XK150 czy XK140, głownie lampy, grill, tylna szyba i statuetka na masce.

Przed fl

 Po

Zasługuje na miano limuzyny, bo to całe pięć metrów bez milimetra, choć w środku czujesz się zabudowany deską i z tylu za dużo miejsca jednak nie ma. Decha wygląda jak typowy kredens, jest wszystko jak u babci, radyjko, szufladka, drewno, plastik. popielniczka, gniazdo, no wszystko jest! Przez to czuć, że auto już ma swoje lata, typowy design dla końca lat 90, po lifcie wygląda o wiele lepiej bo wpadł duży ekran dotykowy. Po trzech latach użytkowania tego samochodu nadal mam problem z panelem sterowania od radia czy klimatyzacji, jest tak nieergonomiczna, że to jakaś masakra, trafić na jakiś przycisk bez spojrzenia się na niego, jest nie lada sztuką! Oczywiście sterowanie z kierownicy radiem jest, ale... lubi sobie poświrować, zamiast pogłośnić zmienia piosenkę, a zamiast ściszyć to się pogłośni itp. Jednym słowem wariuje, jak Rosjanin po piątej butelce smirnoffa. Każdy obcy wsiadając do Dżaga powie "Kurna ale tu się nisko siedzi!". Podkreśla to, że środek ciężkości jest usadowiony niżej, co jest nawiązaniem do sportowych przygód firmy. Miejsca na tyle jest niewiele, ale to nie limuzyna najwyższego segmentu, ale porównując do konkretów Bety E39, czy Merca E-Klasy W210, no to jest malutko, czasem wydaje mi, że niektóre hatchbacki maja więcej miejsca, no cóż, to jest Jaguar, jemu tak wolno i uj! Do bagażnika mieszczą się dwie osoby, a jakby były martwe to nawet i trzy, do tego przy ładowaniu pomaga, że bagażnik jest regularnych kształtów. Te wspomniane osoby (żywe) nie narzekały komfort, więc jakby ktoś chciał czymś nietypowym wozić swoje ofiary, nie ma lepszej alternatywy.


Jeśli chodzi o zawieszenie na dziurawej drodze buja nim jak łódeczką na morzu, nic nie czuć, tylko czuć jak się przechyla na prawo, na lewo i tak cały czas. Nawet jak się wpadnie w mega jebitną dziurę, co mogłem niedawno uświadczyć, to oprócz hałasu obdzierającego się progu naprawdę w miarę wybrał tę nierówność. Mimo to, że jest miękkie w zakrętach daje sobie bardzo dobrze radę, choć czuć lekką podsterowność w szybkich manewrach, co spowodowane jest pewnie silnikiem który jest umieszczony nad przednia osią a nie cofnięty do tyłu. Jak na auto z napędem na tył, ciężko jest wywołać nadsterowność, możliwe, ze to wina automatu, który dość ogranicza możliwości silnika. Niestety utrzymanie zawieszenia jest bardzo drogie, większość użytkowników woli sprzedać auto niż je naprawiać, bo wymiana całego tylnego zawiesza może wynieść nawet do 16 tyś zł, a o zamienniki ciężko, bo to nie jest auto zbudowane na mondeo, "znaffcy"! 


Czas powiedzieć, co dżemie pod maska. Trzy litrowe V6, generujące 238 koni i 280nm, w porównaniu do innych samochodów z takimi silnikami to sporo, mało które ma powyżej dwustu. Wszystko dzięki opracowanemu silnikowi ze specjalistami od Mazdy. Został wyposażony w zmienne fazy rozrządu (VRIS) lecz nie ma tego pierdzielniecia jak w szlifierkach od Hondy. Sprint do setki tej 1,8 tonowej limuzynie zajmuje 8.5 sek w automacie, a w manualu czas ten jest o sekundę lepszy. My mamy niestety wersje dla leniwych czyli z automatem, ale uwielbiam robić kick downy, to uczucie gdy wciskasz gaz, obroty się wkręcają i nagle redukcja i ciśniemy! Oraz śmigać na trybie sportowym wtedy skrzynia szybko reaguje na nogę kierowcy i od razu wkręca na wysokie obroty, najniższy bieg jaki jest możliwy w danej chwili i z aksamitnego dźwięku V6, słychać jak otwiera paszcze i brzmi jak rasowy głodny jaguar szukający pożywnej przekąski. Brakuje mi możliwości przełączania biegów samemu, choćby lewarkiem góra/dół. Brakuje też szpery. Nawet wersje Type R nie był w nią wyposażone, nie wiem czemu Jaguar jej nie montował. Cieli koszty czy co? A czekaj... już pamiętam czemu! Bo wtedy rękę nad pulsem trzymał Ford, a jak wiadomo ich auta zbytnio powalające nie są*! Dodatkowo przez mułowatą skrzynie trudno pójść na suchym bokiem, na mokrym już bardziej, a zimą rewelka... taaa tylko, że zimą to nawet malczanem jest świetnie. 


Podsumowując. Jeśli rajcuje Cie posiadanie auta dziwacznego, mocnego, wyróżniającego się, gdzie można w mieście policzyć na palcach u rąk, które długo się zewnętrznie nie zestarzeje, do tego masz gruby portfel na naprawy, (chociaż auto jest dość niezawodne, to jak już pojawią się koszty, to od razu spore), lubisz być osobą traktowaną bardzo poważnie i czuć w nim jak dziadek to S-Type jest dla Ciebie znakomitym wyborem. Będziesz miał satysfakcji z posiadania takiej lochy, respekt na dzielni gwarantowany, sąsiedzi będą myśleć, że wygrałeś w totka, ale jak im powiesz, że kupiłeś w cenie ich Pandy - obrażą się. Idealny na wyrywanie lasek spod liceum, no po prostu Niemiec płakał jak sprzedawał. Nadaje się jako maszynka do zarabiania pieniędzy, wystarczy puścić ogłoszenie w gazecie, o wynajmowaniu na śluby i praktycznie co sobota się zgarnia pieniążki na waciki. Nie jest to auto dla mnie, nie umiem się w nim odnaleźć, wolałbym już XJR z 2005 roku, ale to tak za 10/15 lat myślę, że dopiero bym dorosną do posiadania takiej fury.


S-Type to brzydkie kaczątko
Lecz z charakterem

axel


piątek, 31 maja 2013

Mały, ale wariat!

Samochody segmentu B (np. Ford Fiesta) i C (np. VW Golf) to produkty często bardzo zwyczajne, zrobione bez polotu, ale przez to bardzo też popularne. Takie auta kupują wszyscy, bo są już odpowiednio duże, praktyczne i przystępne cenowo. Dlatego też przeciętny europejczyk jeździ właśnie autami tej klasy, osoba, która motoryzację ma głęboko i potrzebuje jedynie auta, by przewiózł jego cztery litery z punktu A do B. Tymi autami nie da się pasjonować, bo nawet te ciekawsze modele, tak czy siak są pozbawione elementów wywołujących ekscytację u kierowcy, czy osoby postronnej. Obok tych aut wszyscy przechodzą obojętnie, bo one właśnie takie są. Neutralne, nie zwracające na siebie uwagi, srebrne, zlewające się ze wszystkim - takie ziemniaki ze schabowym i mizerią w świecie motoryzacji - smaczne, syte, ale Magdy Gessler to nawet siłą tym nie nakarmisz.


Wydawać by się mogło, że tym samochodom nic nie pomoże i są skazane na brak należytej im uwagi. Już od 38 lat producenci aut mają na to receptę. Wsadzić mocny silnik pod maskę, zmienić charakterystykę zawieszenia na sportową, dodać kilka sportowych smaczków do nadwozia i 'est voila' - powstał samochód zupełnie inny niż te wyżej opisane. Mocny, atrakcyjny, a dzięki niewielkim rozmiarom lekki i bardzo zwinny. Niby recepta bardzo trywialna, ale wystarczy ten schab przygotować w wyrafinowany sposób, ziemniaki zamiast ugotować to upiec, a świetnie doprawionym ogórkiem pięknie udekorować talerz, by Magda Gessler znów przytyła zajadając się takim świetnym daniem.

VW Golf, Peugeot 205, Renault 5 - nudne, zwykłe wozidła z lat 80. VW Golf GTI, Peugeot 205 GTI, Renault 5 Turbo - niesamowite, genialne ikony lat 80 - protoplaści hot-hatchy! Wystarczy dodać kilka literek kojarzących się ze sportem motorowym do nazwy, by zmienić oblicze auta. Hot-hatche są popularne, bo to najtańszy sposób na sportowe auto, które nie traci nic z praktyczności swojej bazy. Jednak, potrafią już przyciągnąć uwagę pasjonatów motoryzacji, którzy marzą o Lamborghini czy Ferrari, ale są w stanie zadowolić się popularnym kompaktem w ostrej wersji.




Będę miał hot-hatcha. Nie są drogie, można znaleźć zadbany egzemplarz, do tego nie są to jakieś wykoksane, kosmiczne konstrukcję, których nie da rady naprawić. Mistrzem w tworzeniu tego typu aut jest dla mnie Renault. Wersje F1 Meganek i Clio to dla mnie mistrzostwo świata w swojej klasie. Chociaż Focusem ST czy RS też bym nie pogardził. Najlepsze są te najbardziej szalone wersje, jak gdyby zostały stworzone zaraz przed wpakowaniem jego twórcy do szpitala psychiatrycznego. Przykładem może być Clio II generacji do której wsadzono 3 litrowe V6. Ale nie byle gdzie, bo za fotel kierowcy. Z nudnego przednionapędowego Clio, zrobiło się mega agresywne i narowiste Renault z tylnym napędem i silnikiem między ośkami. MIAZGA!




Najlepsze w hot-hatch'ach jest to, że każdy znajdzie coś dla siebie, bo każdy szanujący się producent takiego małego wariata posiada w ofercie. Zdarzają się oczywiście nieudane do końca modele, jednak, mimo wszystko, nawet taki nieudany model będzie tysiąc razy ciekawszy od wersji z małym, słabym klekotem.

Nawet domyślam się co Alex powie - "FWD - bleeeeeeee"... No cóż, takie następstwo robienia agresora z kompakta. Wyjątkiem jest BMW 1 no i wyżej przytoczone Clio V6. Ale dzięki temu auto utrzymuje swoją praktyczność i stosunkowo niskie koszty utrzymania. No, ale co z tego? Aktualnie dzisiejsze hot-hatche mają tak genialne zestrojone zawieszenia, że prowadzą się po prostu bajecznie i wcale nie gorzej niż RWD! Tyle, że bokiem ronda nie zrobisz.

"Mały, ale wariat!" - cholera wie kto
Zbieram na Megane RS R26
Ziptii

-------------------------------------

Oczywiście, że FWD SUCKS! Każdy petrol-head ci tak powie! Cóż nie jest piękniejszego gdy tylna oś ucieka, a dodając gazu robisz jeszcze dłuższy poślizg? Choć nie powiem, hot-hatche są fajna alternatywą, jeśli ktoś chce mieć auto, które jest praktyczne, ale ma swój charakterek, daje dużo emocji, a na torze jest wredne jak rude dziewczyny oraz pożera zakręty jak Włoch spaghetti w niedzielne popołudnie.

Na szczęście nie wszystkie maja napęd na przód, bo są tacy producenci, którzy robią je z napędem na wszystkie osie, dając przykładowo stare japońskie popiździawki z lat 80. Mam tutaj na myśli Nissana Sunny GTI-R czy Mazdę 323 GTX. Małe, kanciaste, zwinne, lekkie - to jest przepis na świetne autko, a na drogach nie jednego potrafi zdziwić. Miałem okazje takim jeździć i się bardzo tym podniecałem, jest zajebiscie! Trakcja, przyspieszenie, a zimą tyyyyyyleeeee zabawy, że co chwila jeździć trzeba było na stacje.






Są też teraz producenci które robią AWD,  nie moi najukochańsi, ale jakby ktoś się uczepił, że mam klapki na oczach, to o nich wspominam. Rzecz jasna, chodzi o AUDI S3 QUATTRO i VW Golf R32. To są nowsze auta, które są rasowe i posiadają napęd 4x4, niestety ich stylistyka nie trafia do mnie, są nudne! Pewnie jakbym siedział na lewym fotelu zmieniłbym zdanie, ale cóż na razie mogę tylko wyobrazić sobie.




Jakbym kupował już FWD, to moim sercem i tak zawładnie Mazda 3 MPS, po prostu mi się podoba, jest piękna i cudowna, kocham Mazdy! Stylizacyjne w pakiecie MPS prezentuje się świetnie, 260 KM na przód ze szperą, 5 furtek, bagażnik i radość z prowadzenia. Wzbudza uśmiech i zafascynowanie u przechodniów na drodze, co to za mięsniak?! To lubię!


Jednak gdybym miał do wydania paręnaście tysięcy na nowe auto w tej chwili bym kupił Toyote GT86 i wszystkie ronda w mieście moje! A jak używane to Mazde 3 MPS lub stary sprawdzony 323 GTX.

FWD generalnie sucks!
Ale są auta dla których
warto zgrzeszyć.
axel

piątek, 24 maja 2013

Mercedes CLA - czyżby hit?

Jak nowa S klasa, jest dla mnie obrzydliwa i wywołuje odruch wymiotny, nie wiem jak temu gałganowi Ziptiemu może podobać i się tym podnieca. Za to CLA - piękny, cudowny i wywołuje we mnie zachwyt, chyba się w nim zakochałem. Chyba mógłbym go zgwałcić. Dołączenie przepięknego kufra do cudnej mordki nowej A klasy był strzałem w 10! Gratuluje stylistom Merca takiego posunięcia i takiej wizji, na pewno będzie wiecznie młodo wyglądał, będzie chętnie kupowany oraz pewnie kilka nagród stylistycznych zgarnie.




Już nie wspominając, że CLA jest trochę większy od C klasy, co optycznie tego nie widać to we wnętrzu spokojnie mogą podróżować cztery osoby i to ze sporym bagażem.Więc, jak ktoś chce nadal duże autko to ten model jest nadal właściwym wyborem... ale chwila o czym ja gadam to nie tutaj, ja mam gdzieś pojemność bagażnika. Trzeba powiedzieć śmiało...  rozczarowało mnie  to, że w  rasowym sedanie napęd jest na przód, przynajmniej zastosowano z tyłu niezależne wielowahaczowe zawieszenie, ale jednak zostaje niesmak. Auto zostało zrobione pod kątem młodych kierowców, dlaczego im nie daliście tylnego napędu? Przecież nic nie uczy tak pokory i prawidłowych odruchów za kierownica jak uciekający zadek na skrzyżowaniu. Toż sama frajda! Tutaj jestem na nie.



Także rozczarowałem się silnikami  - niech minie ta pieprzona moda na zmniejszanie pojemności i wsadzaniu turbawek, które są droższe w naprawie i utrzymaniu niż wysilone N/A. Mamy do wyboru 1.6 150KM, 2.0 210KM, no i jakieś diesle, które mnie nie interesują. Pytam się gdzie rasowa sześcio cylindrowa rzędóweczka lub fałka pod maską? Będzie brakować rasowego dźwięku z pod maski i tych cudownych tłumików... Nawet AMG będzie miało pod macha 2 litry i 360KM ale przynajmniej zaostosowano znany 4matic i skrzynie AMG Speedshift. FUCK!! FUCK!! CUDOWNIE!  





Co do wnętrza jest kapitalne, bardzo mi się podoba, czuć sportowego ducha, nie jest to taki typowy dziadkowóz, jak to w Mercach bywa, świetne fotele, kiera i nawiewy, jedynie doczepie się systemu sterującego radiem/nawigacja, wygląda jakby był doklejony. Chyba jak ktoś zaprojektował tę dechę się zagalopował a później ktoś mu:

      - Hans zapomniałeś o panelu sterującym!
      - O jakim panelu?
      - No tym od radia, nawigacji i tak dalej!
      - OH scheisse! Zara wezmę wkręty, polecę do T-mobile po tablet i wstawimy! NIECH MAJĄ!





To tyle, ogólnie auto stylistycznie piękne, dużo elektronicznych gadżetów, młodzieżowy, tańszy trochę od przestarzałej już C klasy, tylko który młody człowiek ma 118 tyś zł na nowe auto? Nie u nas. O Cenie AMG nie wspomnę.

 Mimo kilku wad, kochałbym go okrutnie,
nawet już mógłby być fwd
 i chętnie widział pod moim domem,
 a sąsiadów by grom strzelił.
 axel

----------------------------------------

Ja się nie podniecam S-klasą! Napisałem tylko, że jest udana i nadaje się na bycie zacną limuzyną do wożenia ważniaków. Podniecam się za to CLA, tak samo jak Ty. Niestety przedni napęd to następstwo bazowania na A-klasie, której bym się nie odważył chyba wyposażyć w tylni napęd. Auto i tak jeździ cudownie. Można rzecz, że jeździ tak pięknie jak wygląda!

Mercedes odchodzi powoli od charakteru "dziadkowozów". Jednak na razie jedynie A, CLA, CLS i SLS jakoś ponętniej wyglądają. Gdy tylko widzę resztę modeli Merca, to w środku siedzi facet po 50, nie ważne czy to C, E, SL... a no... sorry... w SLK siedzi kobieta po 50, taka jedna na moim osiedlu... parkować nie umie i się boję obok niej stawać, ale czasami Meg nalega, że chce sobie poflirtować z Mesiem. Czasami to on staje obok niej. Więc...



Wszystko co wyżej napisane o charakterze Mercedesa nie dotyczy oczywiście wersji AMG, ale ja trochę je traktuje jako osobną markę i to zupełnie inna bajka i temat na dyskusję.

CLA ma jednak pewną wadę. Niekiedy jak się patrzy na nie pod odpowiednim kątem to bryle brakuje proporcji. No jednak z małego A zrobili sedana większego od C, i to jakoś tam widać odrobinę. Ale to szczegóły. Autko MEGA!

Może młody człowiek nie będzie miał 120 tysięcy, ale jego rodzice już tak.

Jeździłbym!!!!!!
Ziptii

niedziela, 19 maja 2013

Jaguar XKRSGT

Jako wielbiciel angielskiej marki Jaguar, nie mogę sobie odpuścić kilku słów o najszybszym Dżagu XK. Po prostu ja się nie mogę napatrzeć i nasłuchać, ale do rzeczy. Ogólnie ludzie mówią, że XKR-S nie pasuje do wizerunku Jaguara, jest zbyt przysadzisty, ale co to za producent bez rasowego Coupe ? Każdy, szanujący się producent ma i musi mieć taki wóz. Dobrze, że szefowie marki nie posłuchali ludu i wypuścili najbardziej hardcorową wersję która mogliśmy zobaczyć kilka miesięcy temu w na targach w Nowym Yorku.

Nazwali ją niestety XKR-S GT, troszkę za dużo tych literek, brzmi jak kod kod "captcha" do zalogowania na red tubie lub rozkaz wydawany przez Niemców podczas wojny. Omijając nazwę, to jest najbardziej wyścigowa wersja z uzyskaną homologacją drogową. Niestety powstanie ich tylko 30 egzemplarzy, wszystkie będą białe. Co wyróżnia GT od innych oczywiście dodatkowe skrzydełka z karbonu i wielgaśna decha do prasowania na klapie bagażnika, większe felgi, dużo dyfuzorów i bardziej spartańskie wnętrze, większe hamulce ceramiczne, poprawiona kontrola trakcji i wiele innych dupereli.

Niestety silnik jest ten sam czyli 5.0 V8 ze sprężarką mechaniczna, które generują 550km i 680 niutków, i co warto podkreślić bajeczny dźwięk. Lecz ta wersja robi niecałe 4 sek do 100 (do R-S o pól sekundy szybszy) a prędkościomierz zatrzyma się na 300km/h, a jest jeszcze bajer w postaci regulowanego zawieszenia.

Wydaje mi się że wypuszczenie takiej wersji będzie oznaczało koniec dotychczasowego XK i już w niedługim okresie zobaczymy jakiegoś nowego, mam nadzieję że będzie obłędny jak choćby nowy F-Type. Chyba, że wpadną na pomysł XKR-S GTS TYPE RSZ 69...



Kosztuje 175 tyś dolców, nie mam tylu drobnych
axel

--------------------------------------------------

Muszę przyznać jedno. XK i jego pochodne - to po prostu cuda na kółkach. Jaguar jest znany z luksusu, limuzyn i takich tam. Ale sportowe coupe musi mieć, tak jak to zawsze było. Co jak co, XK jest rywalem Astona DB9, więc Jag musi mieć swoją odpowiedź na DBR9, czy Vantage N24.

Ja pamiętam jak już żegnałem się z Zondą kilka razy, a mimo to dalej Pagani wprowadzało nowe wersje "na pożegnanie", więc nie zdziwię się jak z XK będzie podobnie. XK dalej jest piękne i nie będę zły jak jeszcze go nie zastąpią nowym modelem.

Stary model XK można już mieć za około 30 tysięcy złotych!
Biorę!
Ziptii

sobota, 18 maja 2013

Nowa S-klasa - bardziej fachowym okiem.

Przepraszam za poprzedni wpis odnośnie nowej S-klasy, ale był pisany przez jakiegoś kretyna, który nawet nie potrafił uargumentować swojej opinii. Nowa flagowa limuzyna Mercedesa wygląda zacnie. Nie jest już taka stateczna jak poprzednik, z każdej strony auto wygląda dynamicznie. Przetłoczenia z boku wzięto z dużo mniejszego CLA, który udał się Merolowi jak nic! Oczywiście nie uważam, że auto jest piękne, bo akurat piękno i niemiecka motoryzacja raczej nie idą w parze. Mam słabość do LEDowych świateł, a S-klasa nie ma zamontowanej żadnej zwykłej żarówki, czy to do oświetlenia wnętrza, czy do oświetlenia drogi. Do tego te dwa ponad 12 calowe LCD'ki w środku zamiast klasycznych zegarów. Jestem techno-geek'iem i mnie to jara!

Martwi mnie tylko jedna rzecz. Mało s-klasy w s-klasie. To zawsze w tym aucie pojawiały się rewolucyjne rozwiązania zaczerpnięte z science-fiction, które pojawiały się w modelach koncepcyjnych. Tutaj, jedynym takim systemem jest niejaki Road Surface Scan, który za pomocą dwóch kamer w lusterku wstecznym tworzy komputerowy model 3D drogi przed pojazdem i w oparciu o to, odpowiednio dostosowywać nastawy zawieszenia. Brzmi kosmicznie, zgadza się. Ciekawe jak to będzie działało na naszych drogach. Auto nagle zmieni się w Mercedesa G, czy w poduszkowiec gdy tylko zobaczy nasze drogi? 

I co? I to jedyna nowinka w nowym Merolu, której będziemy mogli się spodziewać za kilka lat w każdym aucie? Pfffff... Słabo! Hybrydy to nie nowość, a już stary wynalazek, więc Mercedes nie ma się czym chwalić.

Na mnie dalej robi wrażenie w jaki sposób BMW, Audi i Mercedes potrafią tworzyć zespoły napędowe. Nowa S-klasa w najsłabszej wersji ma pod machą diesel'a o pojemności 2.1 litra, o mocy 204KM z małym 27 konnym motorem elektrycznym. Zdawać by się mogło, że do takiej kolubryny to nie pasuje. A jednak, bo auto rozpędza się do 100km/h w 7,5 sekundy. Już poprzednik W221 z tym skromnym silniczkiem i bez tego elektryka był żwawy, bo do setki miał nieco ponad 8 sekund. O co mi chodzi? O to, że inni producenci nie potrafią z pomocą silnika o podobnej mocy stworzyć żwawej limuzyny. Citroen C6 2.7 HDi o mocy 204KM rozpędza się do setki w 9,5 sekundy. WIECZNOŚĆ!

Auto wygląda dostojnie, solidnie, luksusowo, a do tego dynamicznie i w mocniejszych wersjach dość zadziornie. Nie wiem jak Ty tego Axel nie możesz widzieć. Nie jest to może poziom np. Jaguara XJ, ale z niemieckiego towarzystwa to najzacniejsza limuzyna.



Me like it!
Ziptii